Naświetlając temat to przestawia się tak: Mam używane obniżające sprężyny -40mm, mniejsza większość o markę. Chce je założyć na standardowe amortyzatory. Teraz sens, od czego zleży jak nisko zejdzie auto? Od stopnia zużycia amortyzatorów? Czy może sprężyn? Bo jak sądzę gdy zamontuje nowe seryjne amory nawet z tymi sprężynami auto początkowo będzie stało jak koza, potem dopiero się "usiedzi".
Pytam bo mam dylemat, planuje zamontować te sprężnyki jednak auto wciąż będzie musiało sobie radzić z polnymi drogami. Ciężko mi powiedzieć teraz ile zostało amorów jeszcze ale na pewno tragedii nie ma. Mam osłonę pod silnik która delikatnie mówiąc jest niedopasowana i sprawia że nawet małe nierówności szoruje nią. Ale to nie problem bo przytnę ją i dopasuje od nowa. Ale nadal kwestia prześwitu...


Chodziło mi o to czy stopień obniżenia jest ściśle określony, od jakich czynników zależy. W sumie to opik ma racje nie przekonam się dopóki nie wsadzę springów na auto. Ceny amorów nie są duże więc nawet jeśli obecne zjechane są tak że auto usiądzie jak dzikie to kupno nowych nie nadszarpnie budżetu.
